Początki marki Samanta we wspomnieniach założycielki firmy Elżbiety Adamek.
Marka Samanta obchodzi jubileusz 30-lecia działalności. Jedna z założycielek firmy, Elżbieta Adamek, opowiedziała nam o swoich wspomnieniach z początków istnienia firmy.
Założyła Pani firmę w wieku 20 lat, Pani siostra miała 29. Były panie bardzo młode. Skąd wziął się pomysł na taki profil działalności? Jak to wszystko się zaczęło?
Po skończeniu technikum dostałam pracę jako kelnerka. Gdy po sezonie wakacyjnym straciłam tę posadę, nie miałam pojęcia, co robić. Było wtedy duże bezrobocie i ciężko było znaleźć zatrudnienie. Moja siostra, która miała trójkę dzieci też potrzebowała pracy. Mama podpowiedziała mi, żebym wzięła maszynę do szycia i pojechała do siostry, a na pewno coś razem wymyślimy. Siostra miała worek materiałów, z których zaczęłyśmy szyć ubrania, takie jak bluzki, spódnice czy kurtki.
Pierwszym inwestorem naszej firmy była … moja mama, która dała mi 200 dolarów. Wydałyśmy je na dżins w Pewexie, z którego uszyłyśmy płaszcze. Niestety okazało się, że nie było popytu na nasze produkty. Wtedy w jednym ze sklepów, z którym współpracowałyśmy spytałyśmy wprost: czego wam brakuje, a jest na to zapotrzebowanie? Usłyszałyśmy: staników.
Skończyła Pani technikum żywienia zbiorowego. Skąd zainteresowanie krawiectwem? Gdzie nauczyła się Pani szyć?
Według naszej mamy każda kobieta musi potrafić gotować, szyć, robić na drutach. Powinna być gospodarna i samodzielna. Nasza mama szyła nam wszystko: bluzki, kurtki, robiła czapki i skarpety. Każdej z córek, a było nas 3, mama kupiła maszynę do szycia. Jestem najmłodsza z rodzeństwa i maszyna, którą dostałam była dosyć nowoczesna. Długo wykorzystywałyśmy ją w produkcji staników.
Uszycie biustonosza nie jest prostym zadaniem. Skąd Panie wiedziały, jak go uszyć?
Rozprułyśmy mój stanik i uszyłyśmy od nowa. Kroje płaszczów czy kurtek miałyśmy z „Burdy”. Ale krojów staników tam nie było. Nasze pierwsze biustonosze powstawały metodą prób i błędów.
Jak na początku lat 90. pozyskiwało się materiały?
To nie była taka prosta sprawa – nie było internetu, a żeby zadzwonić trzeba było udać się na pocztę. Wyszukiwałyśmy ogłoszenia w gazetach. Po pierwszy wałek dzianiny i gumkę pojechałam do Łodzi … maluchem! Wyjazd do Łodzi okazał się bardzo inspirujący! Okazało się, że zakład, do którego się udałam, zajmuje się nie tylko sprzedażą materiałów, ale także szyciem bielizny. Zobaczyłam tam, jak wygląda proces produkcji biustonoszy.
Zaobserwowałam ciekawe rozwiązania technologiczne, o których na tym etapie działalności nie mogłyśmy mieć pojęcia. Umówiłam się z jedną z pracujących tam pań, że kupię od niej profesjonalny komplet wykrojów. To dostarczyło nam wiedzy, jak się stopniuje rozmiary. Tak wyglądał początek naszego Działu Technologii i Konstrukcji. Potem zdobyłyśmy pierwsze kontakty do fabryk produkujących koronki czy hafty, które także znajdowały się w Łodzi.
Czyli na początku szyły Panie tylko z siostrą. Kiedy zdecydowały się Panie na poszerzenie zespołu?
Miałyśmy coraz więcej zamówień i zaczęło nam brakować rąk do pracy. Zatrudniłyśmy 4 osoby, które wykonywały swoją pracę chałupniczo. Zawoziłam im do domów wykroje, a po tygodniu odbierałam gotowe produkty. Sprzedawałyśmy je w lokalnych GS-ach: w Suchej Beskidzkiej, Makowie Podhalańskim, Wadowicach, Żywcu i Rabce.
Słyszałyśmy, że pierwsza siedziba firmy mieściła się w garażu.
Tak, mniej więcej po pół roku działalności, postanowiłyśmy rozpocząć produkcję na większą skalę i otworzyłyśmy szwalnię w garażu obok domu mojej siostry. Potem wynajęłyśmy lokal w Białce obok Makowa Podhalańskiego, w którym pracujemy do dzisiaj.
Jak pracowało się Pani z siostrą? Czy miały Panie takie same obowiązki czy był jakiś podział?
Moja siostra rozwijała Dział Technologii i Konstrukcji. Zajmowała się produkcją i księgowością. Ja natomiast - projektowaniem, marketingiem i sprzedażą. Taki podział prac trwał około 10 lat, później wdrożyliśmy System Zarządzania Jakością ISO i wtedy zaczęłyśmy delegować zadania na inne osoby.
Jesteśmy ciekawe, skąd wzięła się nazwa firmy.
Gdy poszłyśmy do urzędu zarejestrować spółkę, najpierw nazwałyśmy ją „Krawiectwo lekkie. Bieliźniarstwo”. Wyszłyśmy i pomyślałyśmy, że ta nazwa jest taka zwykła. I pierwsze, co nam przyszło do głowy to: Samanta. A czemu? Duży biust kojarzył się nam z … Samanthą Fox – piosenkarką z lat 80. Wróciłyśmy do urzędu i poprosiłyśmy o zmianę nazwy firmy.
Założyły Panie firmę w bardzo młodym wieku, nie mając żadnego doświadczenia w prowadzeniu działalności. Czy zdradzi Pani przepis na sukces?
Na pewno miałyśmy duże wsparcie mężów. Przez pierwsze 5 lat nie zarobiłyśmy dla siebie ani złotówki. Zarabiałyśmy oczywiście na wypłaty dla pracowników i inwestowałyśmy w sprzęt i materiały. Ale przez ten czas nasze rodziny utrzymywali mężowie i nigdy nie powiedzieli, że to nie ma sensu i żebyśmy zamknęły działalność. Zaufały też nam nasze koleżanki, które postanowiły z nami pracować na samym początku, gdy nie wiadomo było, czy coś z tego naszego biznesu będzie. Jeździły w czwórkę maluchem do naszej firmy, która mieściła się w garażu. Bardzo miło wspominam ten czas. Często robiłyśmy wspólnie placki ziemniaczane na obiad – ziemniaków miałyśmy pod dostatkiem.
Ale wracając do tematu, udało nam się, bo znalazłyśmy lukę na rynku i postanowiłyśmy zaryzykować. Samanta została zauważona. Jako pierwsze też zaczęłyśmy produkować staniki dla dużych biustów. Gdy inne firmy szyły biustonosze do miseczki D, to my produkowałyśmy również rozmiary E i F.
Nasza marka powstała nie dlatego, że chciałyśmy z siostrą zostać businesswoman i podbijać świat mody. Firma Samanta powstała, bo chciałyśmy zarobić pieniądze za swoje utrzymanie, a po analizie rynku, czyli po rozmowach z właścicielami lokalnych GS-ów, doszłyśmy do wniosków, że rynek potrzebuje staników. Szukałam pracy, ale tych ofert po prostu nie było. Miałyśmy z siostrą różne pomysły, ale to szycie na samym początku wiązało się z niewielką inwestycją. To był dla nas łatwy sposób na wykonanie produktów, na które było zapotrzebowanie. Bo w sklepach nie było nie tyle pięknej i dobrej jakościowo bielizny, co nie było … żadnej.
W latach 90. w Polsce rynek bieliźniany dopiero się rozwijał, a zdobycie biustonosza dobrej jakości graniczyło z cudem. Od początku działalności zależało nam, żeby wyprodukować bieliznę komfortową, z wysokiej jakości materiałów i o niepowtarzalnym designie.
Cieszymy się, że mogłyśmy poznać historię marki Samanta. Dziękujemy za rozmowę i życzymy wielu sukcesów oraz nieustającej satysfakcji ze swojej pracy.